- moc 50 Watt
- lampy przedwzmacniacza 3x12AX7
- lampy mocy 2xSovtek 5881
- dwa kanały KRANK i KLEEN
- na każdym kanale EQ
- filtr PRESENCE
- kontrolery kanału KRANK: filtr SWEEP, 3-pasmowy EQ, poziomy głośności MASTER, GAIN;
- kontrolery kanału KLEEN: poziom głośności VOLUME, 2-pasmowy EQ
- petla efektów z podbiciem sygnału BOOST na wyjściu
- footswitch
Wstęp:
Na ten head Kranka natknąłem się przez przypadek... Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem kupna hi-gainowego heada lampowego i rozważałem Orange TH30, Peavey 6505/5150, Mesę F-30, ale kiedy zobaczyłem kosmiczną przecenę Rev Jr (kupiłem nowy head ze sklepu z gwarancją za 2200!!!!) postanowiłem zaryzykować

Wygląd, budowa:
Design to kwestia gustu, ale wzmacniacz robi wyglądem bardzo dobre pierwsze wrażenia. To nie jest kolejny minihead włożony w obudowę od tostera, wzmacniacz wygląda bardzo profesjonalnie

Patrząc na panel frontowy brakuje jednej rzeczy charakterystycznej dla lampiaków - przełącznika 'Standby'. Jak się okazuje nie jest on potrzebny w tym wzmacniaczu. Następnie mamy gałki dla kanału przesterowanego (Krank) i czystego (Kleen). Nie ma tu nic nadzwyczajnego, poza gałką 'Sweep' dla kanału 1. Jest to filtr zmieniający charakter brzmienia wzmacniacza - od brytyjskich do amerykańskich brzmień - dla mnie bomba, bo ja sam nigdy nie mogę się zdecydować co wolę

Z tyłu mamy wpięcie w lampową pętlę efektów (!) oraz możliwości jej podbicia. Zaraz obok mamy potencjometr Presence, który na początku wg mnie powinien znajdować się na panelu frontowym (ale zmieniłem zdanie po ograniu wzmacniacza - zakres regulacji jest przerażająco duży i lepiej tym za długo nie kręcić, bo można by było zgłupieć!). Mamy 2 wyjścia na kolumny i suwak wyboru impedancji - 16 lub 8 ohm (szkoda, że nie dodali 4 ohmowej impedancji - w końcu inne 50 watowe heady mają taką możliwość). Ostatnim elementem jest suwak transformatora napięcia - możemy wybrać europejskie albo amerykańskie napięcie


Wrażenia z gry:
Pierwsze wrażenie z ogrywania tego heada to przede wszystkim... K***** to jest najgłośniejszy potwór z jakim miałem do czynienia!!!! Peavey 6505 czy Marshall 410JVM mimo, że 100 watowe maszynki, to przy tym małym Kranku są cichutkie

Ogrywanie zacząłem od kanału czystego, bo kupując head bardzo zależało mi na tym, żeby był dobry. Brzmienie powaliło mnie z nóg... Bardzo głębokie i szkliste. Jest bardzo bardzo czuły na wszelką dynamikę, brzmienie nie jest skompresowane. Jazzu na tym nie zagra, ale do wolnych wstawek w rockowym graniu jest perfekcyjny. Kiedy sprzedawałem swojego Jazz Chorusa martwiłem się, że już nie usłyszę równie pięknego kanału czystego, a tu proszę, taka niespodzianka! Kanał czysty posiada 3 pokrętła: Volume, Treble, Bass. Potencjometr od Midrange jest tu naprawdę zbędny, bo środek jest idealnie zbalansowany i czyste gitary super przebijają się w zespole.
Teraz czas przetestować wzmacniacz w warunkach do którego został stworzony, czyli przester







Testowałem pętlę efektów... Działa, i to nawet nieźle



Podsumowanie:
Myślę, że moja opinia jest obiektywna, bo wzmacniacz zawsze mogłem zwrócić. Oto moja ostateczna opinia:
Całe życie grałem metal żyjąc w przekonaniu, że poza Peaveyem 6505/5150 lub Orange Rockerverb nie spotka mnie w życiu nic lepszego... Co do Orange to nie jestem pewien, ale tego Peaveya to Krank wciąga nosem... Często używałem również drogiego i chwalonego Marshalla JVM410 - też poszedł w odstawkę

10/10