No siema.
Bardzo ubolewam nad tym co obecnie dzieje się z terminem "emo" bo to obraza i profanacja sporej ilości dobrej muzy.
Moje fejwrit kapele:
Jawbreaker - chyba najbardziej lubię płytkę "Dear you", kawałki "Accident Prone" i "Jet Black" są tak pięknie smutaśne, że łezka się w oku kręci przy każdym przesłuchaniu

. Jets to Brazil faktycznie już jakoś słabsze, nawet "Orange Rhyming Dictionary" mi średnio wchodzi.
Poza tym Hot Water Music, Sunny Day Real Estate (za sam kawałek "Seven" zawsze będzie miało u mnie szacun), Texas is the Reason, Drive Like Jehu, Fugazi, Heatmiser (Elliott Smith tam grał zanim został akustycznym singerem-songwriterem), w sumie Weezera z pierwszych płyt też chyba można podciągnąć, pierwsze płyty Yellowcard też się nadają, obecnie grają raczej typowo poppunk i robią mega karierę i hajs na zachodzie, a w Polsce mało kto ich zna

.
Nie można w tym temacie zapomnieć o Rites of Spring, którzy to całe zamieszanie w zasadzie zapoczątkowali. Muzycznie moim zdaniem generalnie gorzej od następców, choć kawałek "For Want Of" jest rewelacyjny:
http://www.youtube.com/watch?v=Ge8ucvLYLRc
No i dość mocno różniące się od zespołów wymienionych wyżej (może poza pierwszą płytką), ale też warte wymienienia w tym temacie At the Drive-In, które jest jednym z moich ulubionych zespołów w ogóle.
I tak jak wspominałem na początku, strasznie wkurza mnie obecna sytuacja "emo". Dzisiejsza pseudo-subkultura stworzona do robienia kasy na głupich dzieciakach, będąca zniewieściałą wersją sceny skate-punkowej (zarówno jeśli chodzi o wygląd "wyznawców" jak i muzykę), a nie mająca prawie nic wspólnego z prawdziwą sceną emo, jest dla tejże sceny obrazą i profanacją.